poniedziałek, 29 października 2012




siedzimy na moście, zwisają nam swobodnie nogi. patrzę w dół i trochę się boję. ściskam Cię za rękę, kładąc głowę na Twoim ramieniu. opowiadasz mi właśnie o tym, jak byłeś na kajakach z wujkiem, bardzo bolały Cię dłonie po przepłynięciu niewyobrażalnej liczby kilometrów. rośniesz w moich oczach. za chwilę porywasz mnie i prowadzisz do pewnej budki stojącej na uboczu drogi. pan robi tam watę cukrową, prosisz o największą, a ja szturcham Cię w bok i mówię, że takiej nie zjemy, kiwasz głową i nazywasz mnie głuptasem. zaraz potem dostaje na drewnianym polepionym cukrem patyku watę, po czym dostaje buziaka w polik i słyszę "chciałem dać Ci trochę chmur, których jeszcze trochę nie poskubiesz opuszkami palców, lecąc w samolocie obok mnie"



 

szukanie ubrań. wygnieciona koszula. włączone żelazko. pięć minut. do cholery. jesteś. buziak w polik. zaraz wychodzę. włosy. usta. koszula. spodnie. gdzie buty? czarne. proste. płaszcz. poganiasz. no już. już. torebka. telefon. wyłączyć telewizor. mamo wychodzę. zimno jest. mamo. szal zamiast chustki. miłego wieczoru. klucze. gdzie są klucze? już skarbie. gdzie idziemy?

 






buty obtarły mi stopy, jak ty kiedyś moje serce. 







sobota, 20 października 2012

ja i moje obawy

ostatnio coraz częściej milczę i palę papierosy niż uśmiecham się i spowiadam tobie na ucho ze swojego życia. nie chce już oszukiwać ciebie, a przede wszystkim siebie. ciągle podążam za niespełnioną ambicją, za uczuciem, które ani razu nie było tym, które chciałam poczuć. szłam ślepo za tobą, chciałam mieć kogoś, do którego mogę się przytulić, wypłakać, ale nawet na płacz przy tobie nie było mnie stać. wiedziałam, że potrzebujesz mnie, ale też czułam, że nie potrafisz, nie zechcesz mi pomóc. kierowałeś się chyba zasadą, że wszystko przeminie. nie minęło. kaleczą mnie kolce utkwione w moim sercu, wbite i zostawione po upadkach, na których nie tylko zdzierałam łokcie i kolana... zdarłam sobie serce. skaleczyłam je przy tobie. ciągle liczę na ratunek i pomoc, gdzieś z zewnątrz. od kogoś, komu nie będę musiała tłumaczyć, jak źle mi po tym, jak starałam się udawać miłość. przyszła pomoc, kolejna. cudowna dusza. byłam marionetką, poddałam się, dałam kierować sobą czując, jak mi dobrze w jego obecności. cichłam, chcąc wykrzyczeć. uciekł. przestraszył się. nie potrafił dłużej kłamać, że wszystko jest w porządku. płakałam, zwinięta w kłębek w toalecie. pamiętam, jak jeszcze niedawno to ty słuchałeś mojego łkania do słuchawki. ty wiedziałeś jak masz mi pomóc. wystarczyło tylko przy mnie być. dać świadectwo obecności, nie ucieczki. wszystko się kończy, ja zwykle odpuszczam. nie mogę zarzucić sobie braku starania. staram się. kochając mogę wydzwaniać po pięćdziesiąt razy, by powiedzieć ci jak bardzo cię kocham. wiem wtedy, że uśmiechasz się do słuchawki, mogąc mi opowiedzieć to samo. czekać pod twoimi drzwiami niczym wierny pies, wiedząc, że dawno zmieniłeś adres zamieszkania. tylko ja... nie jestem już silna. opadam z każdym nowym mężczyzną, któremu daje wszystko co mam, on ze mnie wysysa to co najcenniejsze, dając mi tyle samo. wywyższa mnie, powoduje, że rozkwitam i kiedy czuję, że nie balansuje pomiędzy krawędziami skrajnych uczuć, a szczęście widać w moich brązowo- zielonych oczach. zaraz potem, rujnuje się fundament, upadam na dno. powoli staram się znów zachłysnąć świeżym powietrzem, wynurzając się z toni bezradności. nie potrafię, duszę się i zapełniam wodą moje płuca, domagające się powietrza. boję się znów podać rękę, osobie o szarych oczach, wydającej się tak czystą i szlachetną. wiem, że taka jest, ale ja... przesiąknięta jestem obawą, czy to znów nie skończy się tak, jak ostatnio. noszę na plecach wielki bagaż, bagaż doświadczeń. potrafię z niego korzystać, ale boję się zranienia, niczym dziecko zastrzyku. zaczyna mi znów zależeć, ale tak właściwie nie wiem, czy powinno. uśmiecham się na myśl o twoim szczęściu. czasem bywam oschła słysząc o tym, jak szczęśliwa jesteś u boku swojego ukochanego, bo boję się, że ciebie spotka to samo. wiem, jak trudno mi dać sobie z tym wszystkim radę sama. czuję, że nie podołasz, ale będę przy tobie i pomogę ci, nie mniej życzę ci szczęścia, bo na nie zasługujesz. ja natomiast powiszę w eterze, obawiając się tego co niesie ze sobą przyszłość.

niedziela, 14 października 2012






boje się czekać... boje się jak nigdy przedtem. co postanowisz? co ze mną zrobisz?





ulubione

















 








przyjaźń damsko-męska




wierzysz w nią? wiesz, ja wierzyłam do czasu, kiedy nie uświadomiłam sobie, że jesteś dla mnie wszystkim co mam. wiesz o mnie wszystko. łaskoczesz moje płonące jak nigdy wcześniej lica komplementami nad wyraz. tonę w twoim spojrzeniu i nawet nie chce spuszczać głowy, pomimo, że czuję się zawstydzona patrząc w nie i mówiąc o tym co mnie boli. jestem słaba spoglądając w twoje oczy, taką mnie widzisz, taką ci siebie przedstawiłam. z czasem, kiedy moje oczy pokryją się mgłą, a policzki zostaną zroszone przez deszcz łez otulasz mnie swoimi ramionami i mówisz cicho, że wszystko będzie dobrze, przecież mamy siebie. tak, to prawda. nie mniej ciągle chce muskać twoje włosy. udaje zmieszaną, kiedy dotykam idąc tuż obok ciebie twoją dłoń swoją. już wiesz dlaczego w nią nie wierzę? bo jesteś tak i d e a l n y, że zakochałam się w tobie i nie potrafię przestać o tobie myśleć. tylko ty masz ją, a ja mam ciebie, jako przyjaciela. jestem nieszczęśliwa, że się domyślasz. jestem chyba zagrożeniem, które warto wyeliminować, odsunę się na bok. nie zapłacze już, nie zmoczę ci koszuli, nie wtóruje ci, kiedy będziesz śpiewać, nie zrobię ci zdjęcia, kiedy będziesz do mnie uśmiechać, przestanę kochać, przestanę być. 







myślisz, że przesadziłam, że zbyt wiele powiedziałam? ja nie żałuje, powiedziałam ci wprost co czuje. milczałeś... nie jesteś gotowy?








tak często zacałowywałeś moją szyję zdobiąc ciało gęsią skórką, ale pieprzyka na szyi znalazłam sama bez wodzenia po niej opuszkami twoich palców




szczęście i nieszczęście






ciężko słuchać o szczęściu innym, kiedy własne ono nam się wali, za to, jak miło słychać o czyjejś radości i powiedzieć, że odczuwa się to samo. och tak, wiem o czym mówisz, też jestem szczęśliwa.




garść muzyki


Dziękuję Ci M. za tą piosenkę.
Pewnie i tak tego nie przeczytasz, ale hm... z nią bez Ciebie jakoś lżej.
Mam nadzieję, że jeszcze kiedyś uda nam się normalnie porozmawiać. 




sobota, 13 października 2012





dzwonie i nie dodzwaniam się. nie mniej ciągle dzwonie już nie liczę który raz... ale twój głos odzywający się kiedy sygnały ustępują i włącza się automatyczna sekretarka, mówisz wtedy "niestety nie mogę teraz odebrać telefonu, ale nie martw się wszystko jest w porządku". to najgłupsze co powiedziałeś. nic nie jest w porządku.





 

 

boje się o siebie, potem o nas... bo chyba ja, tak proszę Pana, ja znów chce do tych ramion. ulubionych, najwygodniejszych, jego. umościć się w nich i nie pragnąć jutra, jedynie chcieć by dziś trwało wiecznie. wie Pan, to potem tak szybko przemija, niczym mrugnięcie okiem, jak oddech. jest ich wiele, ale nastąpi kiedyś ta chwila, kiedy już nie weźmie się następnego wdechu, nie otworzy się powiek. nie wyolbrzymiam, nie proszę Pana. wydaje mi się, że pomimo tego, że oddycham, mrugam, a nawet mam mokre od łez policzki... to nie jest to życie, bez niego. powie Pan, że tylko tak mówię. owszem mówię, ale i tak się czuję. dziś. niczego bardziej nie pragnę, jak zasnąć i obudzić się, gdy wszystko będzie gotowe na pojawienie się w moim życiu Szczęścia. wie Pan, bo ja jestem słaba, na zmiany niegotowa. 


 


wzbraniając się nagminnie myślałam o tobie. 

 

 

- naprawdę myślisz, że jestem bardziej kobieca w wytuszowanych rzęsach, podkręconych włosach i czerwieni na ustach?  

 

- najpiękniejsza jesteś wtedy, kiedy rano wstajesz i idziesz wyszczotkować zęby, kiedy przycierasz oczy, uśmiechasz się do mnie, chodząc na bosaka po domu kompletując ubrania na wyjście, na co ci szminka, tona lakieru na włosach i tusz, skoro i bez tego jesteś najpiękniejsza? nie trudź się upiększaniem, wystarczy, że twoja dusza i charakter blaskiem przyćmiewa wszystko wkoło.


najpiękniejsze wieczory, najpiękniejsze chwile
z muzyką i gorącym herbatą w miętowym kubku


(nie wiem, czy dobrze zrobiłam mówiąc Ci o tym,
że od Ciebie uciekam i dając Ci do wyboru
zostawić mnie, albo dogonić, kiedy uciekam)

 







zastanów się czego tak właściwie chcesz.

mnie, czy wolności?










mój brat z tygodniowym zarostem w koszuli w kratę koncertuje w pokoju obok, śpiewa i gra na gitarze. coldplay jeszcze milej smakuje z jego ust. 



piątek, 12 października 2012





dym balkon zmarznięte dłonie gruby sweter przesiąknięty zapachem kawy brązowe włosy otulające
 ramiona 








zimno okrywa
moje ciało
marznę
bez Ciebie
marzę
szary szal
ciepłe ręce
Twoje ręce
brak ich 
a w podzięce
uśmiech
do naszych
wspólnych
uciech
wspomnień